wtorek, 23 kwietnia 2019

Wyjazd do Czech 2019 - Dzień 1

Ciężko opisać te dzisiejsze doświadczenia polskich i czeskich kolei… 

Nasza podróż przypominała raczej fabułę powieści „O Psie, który jeździł koleją” niż „Cudowną Podróż”.

Boleśnie zetknęliśmy się z realiami możliwości polskich kolei intercity. Zanim na dobre wyjechaliśmy z Warszawy, już mieliśmy pierwszy przystanek między stacjami. Kilka razy nasz pociąg poruszał się w przód i w tył, aż ostatecznie odłączono nam lokomotywę, a przed nami roztoczyła się wizja nie dotarcia na czas do Czech. 

Po udanej wymianie lokomotywy i jednego przypalonego wagonu (i to nie płonęła Katedra Notre Dame) tylko ostatni wagon klasy pierwszej, po dwóch godzinach ruszyliśmy w kierunku czeskiej granicy.




Szczęśliwie dotarliśmy do Bohumina, gdzie na stacji radosna pani konduktorka zawiadomiła nas o konieczności opuszczenia pociągu w trybie przyśpieszonym. 

Już nie tacy szczęśliwi, ulokowaliśmy się z naszymi bagażami na pustym peronie. Czas umilały nam zabawy w skanie przez walizki, i rozszyfrowanie czeskich komunikatów o możliwej przesiadce do właściwego pociągu do Pragi. 



Jak na prawdziwych emigrantów przystało, skorzystaliśmy z opcji podwózki pociągiem ze Słowacji. Dzięki uprzejmości załogi słowackiej nie musieliśmy dokupować dodatkowych biletów, natomiast dużą atrakcją okazało się spędzanie podróży w korytarzu pociągu. 



O godzinie 20.00 powróciła nadzieja na szczęśliwe zakończenie przygód, gdy naszym oczom ukazał się dworzec Pragi Głównej. Tradycyjnie na dworcu czekały na nas rodziny goszczące. 


Dzień przypieczętowaliśmy wspólnym zdjęciem i… ruszyliśmy w dalszą podróż do Mnichovic…. a jakże by inaczej!


A jutro czeka nas dłuuuugi dzień!